Gubernator Kalifornii Jerry Brown podpisał dekret w sprawie zmniejszenia zużycia wody w zarządzanym stanie wyjątkowym ze względu na trwającą katastrofalną suszę. Stan, który słynął z produkcji produktów rolnych w Stanach Zjednoczonych, przeżywa obecnie kłopoty spowodowane wieloletnią suszą. Jednak bardziej rygorystyczne limity zużycia wody to szok dla wielu mieszkańców i środek, który jest używany po raz pierwszy.
W Kalifornii, czwarty rok z rzędu, opadów jest mniej niż zwykle, a na dodatek podczas tej zimy pokrywa śnieżna jaką tam zanotowano była również na rekordowo niskim poziomie w historii obserwacji. Nowe środki zapobiegania zostały ogłoszone przez gubernatora Browna podczas jego wizyty w stacji narciarskiej w pobliżu jeziora Tahoe. Stwierdził potem, że stoi na gołej ziemi, a dookoła powinno tam być półtora metra śniegu. Tym obrazowym argumentem chciał trafić do mieszkańców, którym nie podoba się racjonowanie wody.
Władze starają się zaoszczędzić czystą wodę na wszystkie możliwe sposoby. Na przykład w marcu za nielegalne uznano podlewanie trawnika do 48 godzin po deszczu, oraz zakazano podawania w restauracjach wody do posiłku o ile klient nie poprosi o to specjalnie.
Planem jest zmniejszenie zużycia o 25% i z pewnością wpłynie to na gospodarstwa domowe i przemysł. Okazuje się, że restrykcje nie obejmie jedynie rolników. Zdaniem przedstawicieli władz farmerzy i tak wiele wycierpieli z powodu suszy, która zmniejszyła wydajność systemów nawadniania, a tym samym i ich plony. Niektórzy twierdzą jednak, że to właśnie rolnictwo wyssało zasoby wodne Kalifornii.