Naukowcy znajdujący się w szponach religii zwanej "globalnym ociepleniem" mają poważny orzech do zgryzienia. Nie można już dłużej unikać tematu ewidentnie rozpoczynającego się minimum słonecznego, dlatego na ten temat wypowiedziała się rządowa brytyjska instytucja UK Met Office.
Eksperci przyznają, że rzeczywiście możemy obecnie obserwować powrót okresu niskiej, lub nawet zerowej aktywności słonecznej, niewidzianego od stuleci. To wielkie minimum słoneczne, w które wkraczamy może zredukować znacznie ilość pojawiających się plam słonecznych do poziomów widzianych 300 lat temu.
Podobny okres uspokojenia naszej gwiazdy rozpoczął się w 1645 roku i potrwał do 1717 roku. W tych prymitywnych czasach prowadzono już regularne badania ilości plam i odrysowywano ich kształty wykorzystując teleskopy za pomocą metody projekcyjnej. Okres ten nazwano Minimum Maundera na cześć angielskiego astronoma Edwarda W. Maundera. W czasie gdy doszło do tego uspokojenia Słońca dramatycznie ochłodził się klimat w Europie, co skutkowało ciężkimi zimami. Zamarzała wtedy Tamiza i kanały w Amsterdamie, a na Bałtyku był tak gruby lód, że na środku morza stawiano okresową karczmę dla podróżujących z Polski do Szwecji.
Należy zatem oczekiwać, że jeśli obecnie dzieje się to samo, czekają nas podobne efekty. Ostatnie badanie sugeruje, że redukcja aktywności słonecznej do poziomu z tamtego okresu spowoduje obniżenie średniej temperatury we wschodnich Stanach Zjednoczonych i w Europie.
Naukowcy lawirują jak mogą podając fakty tak, aby jakoś złagodzić siłę dostarczanego przez nich samych argumentu. Jednak wystarczy mieć umiejętność kojarzenia faktów, aby dojść do oczywistego wniosku, że skoro ma nam grozić mała epoka lodowcowa, to może walka z efektem cieplarnianym nie jest dobrym pomysłem. Poza tym globalne ocieplenie nawet jeśli istnieje, bo to tylko teoria, może być po prostu elementem cyklu natury, która w ten sposób reaguje na zmiany aktywności słonecznej. Jest to sprytnie wykorzystywane przez grupkę ludzi, która uczyniła z tego instrument duszenia konkurencyjnego dla ich przemysłu i przy okazji zarobku na ustanawianych w kolejnych krajach haraczach węglowych.
Według raportu Met Office, do roku 2050 istnieje możliwość obniżenia ciepła słonecznego nawet o 15-20%. Naturalne "blaknięcie" słońce spowoduje spadek globalnej temperatury o 0,1 stopnia Celsjusza. Zestawiając to z wątpliwymi modelami klimatycznymi uznano, że obniżenie temperatury będzie bez znaczenia, ale w jakimś stopniu z pewnością spowolni to rzekome globalne ocieplenie.
Symulacje sugerują, że z powodu długookresowego obniżenia aktywności słonecznej dojdzie też do zmian kierunków wiatrów atmosferycznych. Przyniesie to znacznie więcej zimnego powietrza z Arktyki na południe. Brytyjscy uczeni uznali, że nie będzie to jednak mieć znaczącego wpływu na globalną średnią temperaturę, która po okresie 16 lat praktycznie bez zmian, ma podobno ponownie zacząć rosnąć. Mamy więc stwierdzenie faktu, że nadchodzi mała epoka lodowcowa i wyznanie wiary, że to i tak nic nie da, bo obowiązuje religia Global Warming i naukowcy boją się popełnić herezję.