Ameryka stoi w obliczu katastrofalnego trzęsienia ziemi, ostrzega sejsmolog Katherine Schultz. Jako obszar szczególnie zagrożony wskazano strefę subdukcji Cascadia zaczynającej się w północnej Kalifornii i ciągnącej się aż do wysokości Vancouver. Eksperci sugerują, że może tam dojść do potężnej aktywności sejsmicznej, która przyniesie wielkie nieszczęście w postaci katastrofalnego zniszczenia oraz dziesiątek tysięcy zabitych i rannych.
Ludzkość nie dysponuje obecnie technologiami, które pozwalają na przewidywanie trzęsień ziemi dlatego do tego monstrualnego trzęsienia ziemi może dojść za naszego życia, albo za życia przyszłych pokoleń, a może stanie się to nawet jutro. Zdaniem sejsmologów istnieje jedna szansa na trzy, że Amerykę Północną czeka zmierzenie się z tym kataklizmem w ciągu najbliższych 50 lat.
Jeśli poruszy się tylko południową część strefy Cascadia to przewidywana wielkość trzęsienia ziemi będzie wynosiła 8,0 do 8,6 stopni. Jednak jeśli poruszy się cały obszar, będzie to zdarzenie, które będzie miało potencjał do wytworzenia wstrząsów o magnitudzie między 8,7 a 9,2 stopni, a to jest już bardzo silne trzęsienia ziemi, które porównać można tylko do trzęsienia japońskiego w 2011 lub trzęsienia na Morzu Banda w 2004.
Wstrząsy, do jakich w strefie Cascadia doszło w roku 1700 spowodowały zniszczenia w obszarze zamieszkałym tylko przez Indian. Wiadomo jednak, że powstało wtedy znaczne tsunami, które rozlało się w basenie Pacyfiku i spowodowało ofiary nawet w Japonii. Stąd też pochodzą kronikarskie informacje na temat tego zdarzenia. Nadeszły tam fale, a nikt nie czuł wcześniej wstrząsów, co uznano za bardzo dziwne.
Eksperci twierdzą, że co 500 lat w tym rejonie dochodzi do dużych trzęsień ziemi i są na to liczne dowody geologiczne. Biorąc pod uwagę, że ostatnie przebudzenie tej strefy to początek XVIII wieku, łatwo policzyć, że statystyczne czasu do kolejnego wielkiego trzęsienia w rejonie strefy subdukcji Cascadia jest coraz mniej.