środa, 23 grudnia 2015

PRZEDWCZORAJ MINĘŁY 3 LATA OD "KOŃCA ŚWIATA"


Zapewne wiele osób pamięta wielkie poruszenie jakie zapanowało, gdy dotarliśmy do magicznej daty 21. grudnia 2012 roku. Przypomnijmy, cały świat wstrzymał wtedy oddech w oczekiwaniu na skutki zakończenia kalendarza majów. Tysiące osób przeczekało ten dzień i kolejne w schronieniu. Dwa dni temu minęła trzecia rocznica tego światowego fenomenu.
Na 21. grudnia 2012 roku czekano przez wiele lat. Przepowiednie Majów związane były z kalendarzem tzw. Długiej Rachuby, obejmującym 5200 lat, czyli okres, który Majowie nazywali Słońcem. Ten interesujący system obliczeń jako rok przyjmuje 360 dni, a pozostałe 5,25 dnia to tzw. "dni poza czasem". W przybliżeniu 5200 lat Majów odpowiada zatem 5125 latom naszego kalendarza. Od powstania cywilizacji człowieka minęły zdaniem Majów pełne trzy Słońca, a czwarte dobiegło końca 21. grudnia 2012 roku.
Wiele osób na poważnie przygotowywało się na najgorsze, które miało wtedy wystąpić. Gdy czyjeś życie przez wiele lat było podporządkowane oczekiwaniu na to, co ma się stać tego jednego dnia, z pewnością data 21. grudnia 2012 stała się czymś magicznym. Na wszelki wypadek, wiele osób spędziło ten dzień w zbudowanych specjalnie na tę okazję schronach i arkach.
Gdy przed pamiętnym grudniowym dniem zrobiono badania socjologiczne, wynikało z nich, że przynajmniej 15% dorosłej populacji w Stanach Zjednoczonych wierzyła w to, że 21. grudnia rzeczywiście nastąpi koniec świata. Data ta stała się wręcz popkulturowym fenomenem. Oczywiście zostało to wykorzystane komercyjnie.
Cześć z osób wierzących w koniec świata, pod koniec grudnia 2012 roku deklarowała, że tego dnia zaplanowała podróż w wysokie góry. Zapewne wielu z nich słyszało wcześniej opowieści niejakiego Patryka Geryla, który kilka lat wcześniej opowiadał o kilkukilometrowych tsunami, które na skutek gwałtownego przebiegunowania maja przemyć całą Ziemię wywołując globalny potop. Jeśli ktoś nie wie, jak miało to wyglądać, można to zobaczyć dość sugestywnie przedstawione w hollywoodzkim filmie o tytule nomen omen 2012.
W sklepach sprzedawano specjalne pakiety na koniec świata, które oczywiście w Rosji składały się między innymi z nieodzownej flaszki wódki i zagryzki. Niektórzy sprzedawali kuliste kapsuły, które miały oprzeć się wielkim falom. Zwykłym ludziom zaniepokojonym narastającym klimatem fin de siecle też zaczęły puszczać nerwy i im bliżej było do magicznej daty, tym więcej z nich robiło nienormalne zapasy żywności. Ze sklepów znikały też świece, latarki i baterie.
W wielu miejscach na świecie, pod koniec grudnia zaczęli też się gromadzić wyznawcy apokaliptycznych teorii. Jedno z takich miejsc to Bugarach we Francji. Tam nad sytuacją starali się zapanować żandarmi. Otoczono teren, aby jakoś przeciwdziałać zalewowi turystów tłumnie odwiedzających rzekomo bezpieczne miejsce przetrwania. Podobne pielgrzymki, ale dużo mniej liczne, wystąpiły w okolicy Gór Atlas w Afryce. To tam swoje "pieczary" sprzedawał jeden z głównych propagatorów tego końca świata, Patryk Geryl.
Dzisiaj, z perspektywy trzech lat od tej pamiętnej daty można powiedzieć, że świat nie skończył się wtedy tak, jak się tego spodziewano. Mimo to nie stał się lepszym miejscem, a wręcz przeciwnie, ryzyko globalnego konfliktu, który de facto byłby końcem świata jaki znamy, jest bardziej realny, niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich wielu dekad.
Źródło: zmianynaziemi.pl

Komentarze