Od razu pojawiły się różne teorie na temat tego, co było tego przyczyną. Niektórzy eksperci sugerowali, że płyta
tektoniczna Juan de Fuca wsunęła się pod płytę północnoamerykańska, co z
kolei mogło doprowadzić do silnego trzęsienia ziemi i w konsekwencji
tsunami.
Strefa subdukcji
Cascadia, znajdująca się w okolicy wyspy Vancouver doświadczyła już
wielu takich zjawisk. Największe z nich miało miejsce w 1700 roku, a w
wyniku trzęsienia ziemi i tsunami zdewastowana została część
zachodniego wybrzeża Ameryki Północnej, Hawaje, a nawet Japonia. Jeśli
takie zdarzenie powtórzy się, to konsekwencje będą dużo poważniejsze.
Trudno się zatem
dziwić panice mieszkańców obszarów przybrzeżnych. Zmusiło to władze do
publicznych deklaracji, że żadne niebezpieczeństwo nie wystąpiło, a
informacja o spadku poziomu oceanu jest prawdopodobnie przekłamaniem urządzenia pomiarowego.
Z oficjalnej strony internetowej NWS nadal jednak wynikało, że spadek poziomu morza
w tym regionie rzeczywiście wystąpił, a pracownicy tej organizacji po
prostu odmówili komentarza w tej sprawie. Jednak fakt, że nie
zarejestrowano żadnego trzęsienia ziemi ani tsunami wskazuje, że boja,
będąca przyczyną całego zamieszania może być rzeczywiście uszkodzona i
przekazuje błędne dane.
Nauczka na przyszłość dla lokalnych mediów i mieszkańców okolicy
potencjalnie zagrożonej tsunami jest taka, aby wyciągać wnioski na
podstawie danych z przynajmniej dwóch boi pomiarowych rozsianych w tej
części Pacyfiku.
Źródło: zmianynaziemi.pl