Źródło: Internet
Naukowcy z Washington University, University of California i NASA, stwierdzili na podstawie czterdziestu latach obserwacji, że topnienia lodu na Antarktydzie może wywołać globalny potop.
Według ich teorii najpierw stopnieje pokrywa akwenu zwanego Morzem Amundsena, co wiązałoby się z uruchomieniem reakcji łańcuchowej prowadzącej do stopnienia innych lodowców na Antarktydzie i nie tylko.
Z wyliczeń wynika, że w ciągu kilku wieków doprowadzi to do tego, że poziom morza wzrośnie o około 3-4 m. Oznacza to, że znaczna część gruntów zostanie zalana. Naukowcy wskazują dodatkowo na fakt, że lodowce Antarktydy nie topią się z powodu gazów cieplarnianych jak chcieliby automatycznie uznać zwolennicy teorii globalnego ocieplenia, ale ze względu na inne czynniki naturalne.
Przede wszystkim mówimy o wzroście temperatury wody w głębi oceanu. Zdaniem uczonych, osławione globalne ocieplenie, które rzekomo jest spowodowane przez działalność człowieka, odgrywa pewną rolę, gdy akurat występuje, ale nie jest to rola decydująca, w ogólnym topnieniu lodowców.
Naukowcy rosyjscy twierdzą z kolei, że nie widać żadnych oznak dla rozwoju katastrofalnego scenariusza na Antarktydzie. Zwracają oni uwagę na fakt, że powierzchnia lodu morskiego wokół bieguna południowego, w ostatnich latach nie tylko ustabilizowała się, ale wręcz zwiększyła się, a masa lądolodu Antarktydy pozostaje właściwie na niezmienionym poziomie.