Źródło: SOHO/NASA
Według amerykańskiej agencji kosmicznej NASA, raz na 150 lat na Słońcu dochodzi do silnego koronalnego wyrzutu masy, który jest skierowany w kierunku Ziemi. Coś takiego wystąpiło 23 lipca 2012 roku, ale na szczęście cały prawie cały gigantyczny komponent plazmy, który został wyemitowany nie trafił w naszą planetę.
Astrofizycy z University of Bristol sądzą, że w obecnym cyklu słonecznym, taki supersztorm spóźnia się o pięć lat. Powoduje to, że prawdopodobieństwo, iż dojdzie do niego w niedalekiej przyszłości zdecydowanie wzrasta.
Naukowcy od dawna ostrzegają przed katastrofalnym i, według nich, nieuniknionymi długofalowymi konsekwencjami takiej hiperaktywności słonecznej, a zwłaszcza generowanym w jej trakcie potężnymi koronalnymi wyrzutami masy. Wystąpienie takiej burzy nie tylko spowodowałoby zły wpływ na zdrowie ludzi, ale również wywołałoby spustoszenie w systemach telekomunikacyjnych i sieciach energetycznych.
Największy w historii ziemi supersztorm słoneczny wywołał koronalny wyrzut masy, który został wysłany w kierunku Ziemi w 1859 roku. Od nazwiska odkrywcy nazywany jest wydarzeniem Carringtona. Wtedy słońce wyrzuciło w kierunku Ziemi biliony naładowanych cząstek poruszających się z prędkością do 3000 km/s. Energetyczność tych cząstek elementarnych była równoważna do 10 miliardów bomb jądrowych zrzuconych na Hiroszimę.
Jednak wtedy wpływ na ludzkość nie była katastrofalny, ponieważ infrastruktura elektroniczna w tym czasie składała się jedynie z około 200 tysięcy mil linii telegraficznych. Mimo to doszło do zjawiska indukcji magnetycznej, które spowodowało porażenie prądem kilkunastu radiotelegrafistów.
Według obliczeń NASA, takie zdarzenie solarne jest nieuniknione i występuje średnio raz na 150 lat. Oznacza to, że jesteśmy przynajmniej pięć lat spóźnieni oraz, że prawdopodobieństwo wystąpienia takiej burzy w ciągu najbliższych 10 lat wynosi około 12%.