piątek, 3 kwietnia 2015

CZY PODNOSZĄCY SIĘ POZIOM WSZECHOCEANU WYWOŁA GLOBALNY POTOP?

Jeśli ziszczą się hiobowe prognozy o wzroście poziomu mórz, które od dawna wieszczą wyznawcy teorii globalnego ocieplenia, to wiele krajów świata stanie przed problemem własnej egzystencji. W kłopotach nie będą tylko archipelagi na Pacyfiku czy Oceanie Indyjskim, ale też kraje takie jak położona w większości w depresji Holandia.
 Według naukowców współpracujących z ONZ-owskim Panelem ds. Zmian Klimatu - IPCC, od 1993 roku poziom wszechoceanu wzrastał co roku o 3,2 mm. Ich zdaniem to bardzo dużo, ponieważ przedtem woda przyrastała o mniej więcej 1,2 mm rocznie. Stosując zwykłą matematykę stwierdzono, że do 2100 roku poziom oceanów, stosownie do utrzymanego tempa, wzrośnie od 50 cm do 2 metrów. Oznaczałoby to katastrofę dla obszarów położonych na wybrzeżu.
W rezultacie, przy utrzymaniu takiego niekorzystnego trendu, w ciągu najbliższych 80 lat, woda zabierze dziesiątki nabrzeżnych metropolii, a nawet zaleje całe państwa jak położona w depresji Holandia czy Malediwy, albo Kiribati. Te dwie ostatnie lokalizacje są szczególnie narażone.
Wyspiarski kraj Malediwy znajduje się na Oceanie Indyjskim. Słynny turystyczny raj, zdaniem naukowców, zniknie w ciągu najbliższych 50 lat. Większość wysp koralowych na których znajduje się ten kraj wystaje najwyżej metr ponad wodę. W czasie wielkiego tsunami w grudniu 2004 roku Malediwy zostały całkowicie przykryte wodą, wystawały tylko niektóre budynki
Dla mieszkańców Malediwów i znajdującego się na Pacyfiku archipelagu Kiribati, który ma ten sam problem, wzrost poziomu mórz to wyrok na ich dotychczasowe życie i egzystencję państwową. Jako pewną opcję przetrwania przedstawia się przesiedlenie mieszkańców do Australii, która wciąż ma wiele niezamieszkałych obszarów. Jednak to radykalna zmiana, która może spowodować, że unikalna kultura danego narodu przepadnie bezpowrotnie roztapiając się w lokalnym społeczeństwie australijskim.
W Europie podnoszenie się poziomu mórz będzie szczególnie odczuwalne w Holandii. Ukształtowanie terenu tego kraju powoduje, że można się spodziewać licznych powodzi, które obejmować będą niemal całą powierzchnię kraju. Holandia od dawna walczy z wodą i jest to chyba najlepiej przygotowane państwo świata do radzenia sobie z takimi kataklizmami. Jednak trwałe zalanie terytorium, które grozi w tym wypadku, to już zupełnie inna sprawa i skomplikowany system zapór może nie wystarczyć.
Na celowniku jest też Wenecja. Starożytne miasto, które było domem najdłużej trwającej Republiki w historii świata, jest krytycznie zagrożone. Nie ma dużej przesady w twierdzeniu, że Wenecja idzie pod wodę. Tak zwana aqua alta występuje tam częściej i tym samym jest bardziej dolegliwa niż w przeszłości. Jeszcze 100 lat temu było główny plac Świętego Marka był zalewany 9 razy do roku, a w 2014 aż 200 razy. Obecnie połowa miasta jest regularnie zalewana. Przewiduje się, że do 2028 roku miasto stanie się niezdatne do zamieszkania.
Jeśli przewidywania naukowców z IPCC się sprawdzą, kłopoty czekają też Stany Zjednoczone. Na samej Florydzie zagrożone jest 150 miast o populacji ponad 2,7 miliona osób. Problemy może mieć stan Nowy Jork, ale też Kalifornia. Na szczęście wzrost poziomu morza następuje raczej powoli, co pozwala na dostosowanie się do zachodzących zmian.
Dla równowagi trzeba zaznaczyć, że teoria jakoby globalny wzrost poziomu oceanów następował w zastraszającym tempie ma też wielu adwersarzy. Naukowcy zwracają uwagę, że są miejsca na Ziemi, w których poziom oceanu nie zmienił się w ciągu ostatnich dekad, oraz wiele miejsc gdzie wzrósł lokalnie znacznie bardziej niż przepowiadali eksperci IPCC. Oznacza to, że ludzie nie do końca rozumieją zachodzące procesy, ale zadziwiająco chętnie stwierdzają, że to nasza wina i jedynym ratunkiem jest nałożenie kolejnego podatku ratującego nie Ziemię, ale stan konta cwaniaków.
Źródło: zmianynaziemi.pl

Komentarze