W czasopiśmie Science&vie opublikowano intrygujący artykuł, z którego wynika, że nasi przodkowie doświadczyli ekstremalnego przelotu czerwonego karła przez obszar uważany za część Układu Słonecznego. Doszło do tego mniej więcej 70 tysięcy lat temu, kiedy ludzkość była w powijakach. Drugą gwiazdą która do nas zawitała był czerwony karzeł z pobliskiego systemu gwiezdnego, który zbliżył się na odległość zaledwie 8 trylionów kilometrów.
Układ gwiezdny zwany Scholtz znajduje się obecnie około 20 lat świetlnych od Ziemi. Jednak około 70 tysięcy lat temu doszło do ekstremalnego zbliżenia do naszego układu planetarnego. Czerwony karzeł znalazł się w obłoku Oorta w odległości około 52 tysięcy AU, co odpowiada dystansowi 0,8 roku świetlnego. To pięciokrotnie bliżej niż najbliższa obecnie gwiazda Słońca, Proxima Centauri (odległość 4,2 roku świetlnego).
Grupa astronomów z USA, Europy, Chile i RPA, opublikowała ostatnio artykuł w Astrophysical Journal Letters. Wynika z niego, że po analizie prędkości i trajektorii układu Scholtza, można wywnioskować, że całkiem niedawni w geologicznej skali czasu, doszło do ekstremalnego zbliżenia drugiej gwiazdy do naszego Słońca.
Pojawienie się takiej dużej masy w obszarze znanym z przechowywania bardzo dużej ilości komet, asteroid i planetoid, musiało spowodować potężne zaburzenia grawitacyjne, które skutkowały niewątpliwie zmianą trajektorii licznych ciał niebieskich. Gwiazda Scholz emituje światło, które jest bardzo słabe. Masa tego karła to około 8% masy Słońca.
Binarne systemy gwiezdne to nie rzadkość we wszechświecie. Nawet Słońce jest podejrzewane o to, że ma towarzysza, o którym nasza ułomna astronomia jeszcze nic nie wie. Około połowa gwiazd w Drodze Mlecznej to systemy podwójne. Gwiazda Scholtza również ma kompana, brązowego karła, który ma masę około 6% masy Słońca. To też nieudana gwiazda, coś pośredniego między gazowym gigantem jak Jowisz i czerwonym karłem.
Oba te obiekty w układzie Scholtza są zbyt małe aby w którymkolwiek z nich zaszła odpowiedniej wielkości synteza jądrowa. Oznacza to również, że nie są zbyt jasne. Gdy Scholtz zbliżył się najbardziej był rzekomo gwiazdą 10 magnitudy. Skoro tak to obiekt był znacznie ciemniejszy niż poziom jasności, który jest w stanie dostrzec ludzki wzrok.