Los Angeles z lotu ptaka - Źródło: ridingbitchblog.com
Katastrofalna susza, która od trzech lat trapi najbardziej zaludniony stan USA, Kalifornię, spowodowała, że ludzie wyciągają więcej wody gruntowej niż jej przybywa. Skutkiem tego stan zaczyna się zapadać ze względu na to, że ziemia po prostu opada w miejscach gdzie wyciągnięto zbyt dużo wody.
Osiadanie to przybiera bardzo poważne rozmiary i według U.S. Geological Survey (USGS) zbytnia eksploatacja wód gruntowych powoduje w niektórych miejscach osiadanie gruntu w tempie do 30 centymetrów rocznie. Szczególnie zauważalne jest to w południowej Kalifornii.
Jest to poważny problem, bo opadający grunt niszczy drogi i budynki. Na dodatek nie można liczyć na to, że problem ustąpi, ponieważ wzrastająca populacja Kalifornii ma swoje potrzeby, jeśli chodzi o użycie wody pitnej, dlatego będzie raczej więcej pompowania i tym samym więcej osiadania.
Jeśli bilans opadów się nie zmieni duża część Kalifornii zmieni się w pustynię i ludzie będą musieli stamtąd migrować. Niebezpiecznie spada też poziom przepływającej przez ten stan rzeki Kolorado. Jest ona dosłownie wypijana i to w szybkim tempie. Nie widać niestety perspektywy na to, aby mogły tam wystąpić wkrótce opady, które wyrównają nadużycie wody przez ludzi, w ciągu trwającej kilkuletniej suszy.
Warto też przypomnieć trzęsienie ziemi z 11 maja 2011 roku, które wystąpiło w Hiszpanii. Było ono zupełnie nieoczekiwane, a po zbadaniu jego dynamiki okazało się, że istnieje związek między usuwaniem dużych ilości wód podziemnych do nawadniania a aktywnością sejsmiczną. Od 1960 roku, poziom wody w obszarze gdzie doszło do wspomnianego zjawiska sejsmicznego zmalał o 250 m, a ziemia obniża się tam około 15 cm na rok. Czy to może oznaczać, że dla Kalifornii dopiero zaczynają się kłopoty?